Wiosna, mimo chmur. Poprzedniego dnia wróciłam do domu nad ranem. Wyjątkowo, bo córka była u moich rodziców. I szalałam, tańczyłam na stole, śpiewałam. Właśnie skończyłam 29 lat.
Spałam, kiedy zadzwonił telefon. Mama. Pomyślałam spanikowana, że pewnie jest już południe i że przyjechała z małą do Warszawy, a ja taka nieogarnięta. Nie, była może 10 dopiero.
- Wiesz już? Będziemy wieczorem z ojcem, płaczemy, nie wierzymy.
TVN24. Nazwiska, twarze. Nie, nie wierzyłam. Facebook i reakcje ludzi. Różne, bardziej i mniej adekwatne.
Wszystko, co mogę napisać na temat moich myśli wtedy, jest banałem. Nie umiałam płakać.
Cisza. Wyszłam na balkon, zapalić. Wyszedł i sąsiad. Pokiwaliśmy sobie głowami w milczeniu.
Telefon do grafika, szare/czarne logotypy. Nie musiałam tłumaczyć, o co mi chodzi.
Małą przywieźli rodzice. Tej nocy spałyśmy razem, przytulone. Życie jest kruche, śmierć nieprzewidywalna i to przeraża mnie najbardziej.
Będziemy smucić się starannie
Będziemy szaleć nienagannie
Będziemy naprzód niesłychanie
Ku polanie