Prawdę mówiąc, niewiele pamiętam z tego dnia.
Wstałem wcześnie. 2,5 letnia wtedy córka nie uznaje prawa do dłuższego spania w weekend ;). Po zjedzeniu szybkiego śniadania postanowiliśmy z żoną udać się do Carrefoura, by zakupić jedzenie i środki czystości na następny tydzień. W drodze powrotnej włączyłem radio w aucie i jak zawsze jadąc słuchałem "Śniadania w Trójce" Słuchałem jednych uchem starając się jednocześnie uważać jak kieruję.
W pierwszej chwili nawet nie zauważyłem, iż coś się musiało stać, bo audycja została przerwana i puszczono muzykę. Gdy jednak wsłuchałem się w straszne wieści które przekazywała red. Michniewicz, to aż mnie zmroziło. Myślałem sobie, iż to co słyszę jest jakieś niedorzeczne i nierzeczywiste. Jak to? katastrofa, Prezydent nie żyje, nie żyje również wielu ludzi których lubiłem i podziwiałem. Po prostu nie mogłem w to uwierzyć, iż takie zdarzenie jest w ogóle możliwe. I jak to w 70 rocznicę Katynia, właśnie tam, właśnie oni. Jakaś niedorzeczność, pomyłka, fatum.
Chciałem jak najszybciej wrócić do domu, by z ekranu TV dowiedzieć, co się do cholery dzieje! Nim jeszcze wszedłem do domu zdążyłem wysłać smsy do kilku najbliższych znajomych z informacją, by natychmiast włączyli TV, radio i słuchali bo wydarzyła się wielka tragedia. Najczęściej dostawałem odpowiedź, iż już wiedzą i też słuchają.
Cały dzień właściwie spędziłem z żoną przed ekranem TV łapiąc każdą informację starając sobie to wszystko jakoś poskładać w całość. Tak więc wk... się słysząc o "4 próbach podejścia do lądowania" wyczekiwałem inf. o tych niby osobach które przeżyły i są w smoleńskim szpitalu. Ale to co mi się najbardziej nasuwało to te nazwiska ... nazwiska ofiar. i totalne jakieś wyparcie iż to niemożliwe by oni wszyscy zginęli ... po prostu niemożliwe.
Tego dnia córka właściwie musiała zajmować się sama sobą. Nie robiliśmy też żadnego obiadu, tylko jak zahipnotyzowani wlepialiśmy gały w telewizor. Aha wtedy też nie czekając na jakąś państwową żałobę narodową wywiesiłem flagę (kir do niej zakupiłem dopiero następnego dnia).
Widząc padających sobie w ramiona Tuska i Putina przeklinałem w duchu jak można być tak głupim i dawać się nabierać na rosyjskie sztuczki. Widziałem też jak pokazywano ludzi którzy tuż po katastrofie zaczęli sami z siebie przychodzić na Krakowskie Przedmieście składając kwiaty i znicze (nikomu o dziwo nie przeszkadzały jak obecnie). Tego dnia też postanowiłem, iż muszę pojechać do Warszawy, by choć przez chwilę móc w ten sposób oddać cześć tym, którzy zginęli. I na szczęście udało mi się do osiągnąć (zarówno pokłoniłem się przed trumną prezydenta Kaczyńskiego w Warszawie, jak i byłem w Krakowie na Rynku w czasie uroczystości pogrzebowych).
Pamiętam, iż 10.IV myślałem, że to co się stało musi zmienić nas Polaków. Nigdy jednak nie przypuszczałem, iż stanie się z nami to co się wydarzyło...