czwartek, 7 kwietnia 2011
Luzeer
Tego dnia wstałem około 8.30. Włączyłem telewizor na TVN24 oczekując relacji z przylotu prezydenta do Smoleńska. Pamiętam, że program prowadził wtedy Jarosław Kuźniar. W studio był jeszcze Grzegorz Olejniczak i Antoni Dudek. Pierwszy komunikat był o kłopotach z lądowaniem. Drugi o jakieś awarii. Trzeci komunikat mówił o rozbiciu się samolotu Jak 40. Potem już tylko chaos, chaos, chaos... Nie pamiętam dokładnie, kiedy Jarosław Kuźniar pierwszy raz powiedział o przypuszczalnej śmierci prezydenta. Pamiętam za to reakcję Grzegorza Olejniczaka - nagły płacz i wyjście ze studia. Wtedy zrozumiałem już wszystko. Poczułem jakby wewnątrz coś we mnie się zawaliło, pękło. W jednej chwili moje serce zaczęło bić jak oszalałe, a w głowie miałem jeden wielki ogromny szum, a z oczu lał się strumień łez. Spojrzałem na żonę , córką i syna - wszyscy płakaliśmy. Po jakimś czasie rozdzwoniły się nasze telefony. To telefonowali do nas nasi kuzyni, przyjaciele i znajomi. Nie miałem wtedy siły ani ochoty z nikim rozmawiać. Chciałem cofnąć czas, ten piekielnie zły czas. Nie mogłem, nie jestem Bogiem.