niedziela, 10 kwietnia 2011

Michał

Siedziałem w pracy przed komputerem. Słuchałem (pamiętam) "Shine On You Crazy Diamond" Pink Floyd, gdy zadzwoniła komórka. Na wyświetlaczu świecił się napis MAMA. Odebrałem powiedziałem pogodne cześć i pomyślałem "co Ona może chcieć o 9:30?". Przestraszyłem się bardzo jak najpierw usłyszałem płacz. Ciężko oddychając powiedziała:
- Michał! Lech Kaczyński i Maria Kaczyńska nie żyją!
- Jak to? Co tym mówisz?! - odpowiedziałem w szoku.
Wiem, ze moja mama zawsze poważnie traktowała to co się dzieje w polityce, kraju i na świecie, wiec wiedziałem, że nie żartuje. Najpierw poczułem strach, potem zbierające się łzy w oczach, następnie wielki smutek.
- Mamo, ale jak to? Gdzie? Kiedy? Dlaczego?! - W głowie miałem bałagan. Nie mogłem sobie nic poukładać. O zrobieniu czegoś sensownego tego dnia w pracy mogłem zapomnieć. Nie było to wtedy ważne.
- Michał, w Smoleńsku rozbił się samolot prezydencki. W sumie zginęło prawie 100 osób. Wszyscy! To straszne!
- Mamo, ale kto?! - Pytałem dalej mając twarz uśmiechniętej Marii Kaczyńskiej. Prawdziwej Pierwszej DAMY!
Gdy mama mi zaczęła wymieniać nazwiska niektórych pasażerów Tupolewa, jak kartki w kalendarzu przelatywały mi ich twarze. Szczygło, Stasiak, Putra, Wassermann, Gosiewski, Gęsicka, Szmajdziński, Jaruga, Prezydent Kaczorowski...
Nie wierzyłem i ścierałem pierwsze łzy z policzków.
Obok siedział mój szef patrząc na mnie z zaskoczoną miną. Musiał coś słyszeć z tej rozmowy, bo odpalił stronę TVN24 gdzie już wielkimi wołami było napisane co się stało.
Rozłączyłem się z mamą i włączyłem Trójkę gdzie akurat trwało "Śniadanie w Trójce". Wszyscy politycy zaproszeni do studia mieli drżące głosy. Ja słuchałem, ale słyszałem jak przez mgłę.

Mgła - jak miało się okazać parę godzin później to był potencjalnie pierwszy powód katastrofy. Kolejne tygodnie i miesiące pokazały, ze ów mgłą pokryło się całe śledztwo za zgodą naszych oficjeli. Nie chcę jednak zmieniać wątku.

Z pracy wyszedłem o 14:00 i zamiast do siebie od razu pojechałem do rodziców, żeby dowiedzieć się wcześniej. Wszedłem i zobaczyłem ich oboje jak siedzieli spuchnięci od łez a na ekranie telewizora pokazywali płaczącego Olejniczaka. Potem przebitka lasu Smoleńskiego i twarze uśmiechniętej pary prezydenckiej. Poczułem złość i gorycz, bo nagle "jakimś cudem" znalazły się "miłe zdjęcia" Lecha Kaczyńskiego, (!)

Wieczorem miałem jechać do warszawy na Ślub robić zdjęcia. Właściwie to nie do końca, bo nie jako fotograf, ale grafik. Więc nie wszedłem do kościoła.
Pani młoda pochodziła z wojskowej rodziny i mieszkała z rodzicami na wojskowym osiedlu. W domu gdzie były reprodukcje Kossaka, marszałek Piłsudski na ścianach zamiast radości dnia ślubu panowała atmosfera stłumionego smutku. Jak mi powiedział ojciec Pani Młodej, był kolegą gen. Błasika. Widać, że rodzice nie chcieli pozwolić, by ich dzieci miały zabraną radość tego dnia.
Kiedy podjechaliśmy pod kościół garnizonowy, ja zostałem w samochodzie słuchając Trójki a wszyscy poszli do kościoła na ślub. Gdy prezenter w ciszy zaczął wyczytywać nazwiska wszystkich tych którzy odeszli, puściło mnie - buchnąłem płaczem. Miałem przed oczami falujące podczas śmiechu wąsy Putry, błyszczące oczy Szczygły.
Na weselu.. smutno było patrzeć jak seniorzy - rodziny wojskowych - ciągle palili na zewnątrz papierosy. Jedni ze łzami w oczach, inni jacyś otumanieni..
Gdy z wymienialiśmy razem nasze uwagi o tym co się stało, mówili głównie o Prezydencie i pracownikach kancelarii oraz o zwierzchnikach sił zbrojnych. Nie wierzyli, że mówią o nich jak o zmarłych. Padały pytania "dlaczego?". Bez odpowiedzi... przynajmniej wtedy. I do teraz.

Do domu wróciłem o 5 nad ranem. I już nie zasnąłem. Patrzyłem w sufit wspominając tych co zginęli.

Michał z Radomia. Miałem wtedy 32 lata.