W piątek w nocy mój mąż miał tzw. "męskie wyjście", więc w sobotni ranek ja wstałam do dzieci, żeby mógł dłużej pospać. Zwykle ranek wygląda podobnie: kawa, papieros i tvn24. Ponieważ wstały już dzieci, zamiast tvn24 leciały bajki. Próbowałam właśnie złapać łobuzów, żeby ich ubrać, kiedy z sypialni wyłonił się mój mąż i powiedział: "słuchaj, Prezydent nie żyje". Pierwsza reakcja: "no co Ty, skąd wiesz, miał zawał"? "Prezydentowa też nie żyje". "Boguś, o czym Ty mówisz?". "Mama dzwoniła, spadł samolot...".
Potem jak większość wyrzuciłam dzieci sprzed telewizora i słuchałam napływających relacji. Szymanek-Deresz... Jaruga-Nowacka... Wiele osób, które darzyłam ogromnym szacunkiem. Nie płakałam. To był rodzaj odrętwienia, nie mogłam oderwać się od telewizora, może zaraz sprostują, może to nie ten samolot? A potem przyszły dni i wydarzenia, które zamieniły smutek w gniew, że nawet taka tragedia jest w stanie poróżnić Polaków.
Chciałabym w tym miejscu podziękować Ewie Ewart za film "W milczeniu". Mam nadzieję, że przynajmniej przez chwilę pomyśleliśmy o tragedii rodzin. Bo to jest ich tragedia i nie mamy prawa robić z tego narodowego spektaklu.